HOME | DD

Mojaxe — Potworny marzyciel Czesc 2 Sherlock fanfiction
#john #sherlock #dochodzenie #szalonynaukowiec
Published: 2016-07-15 19:16:45 +0000 UTC; Views: 461; Favourites: 4; Downloads: 0
Redirect to original
Description Droga do szpitala upłynęła im na wspólnym milczeniu. John wpatrywał się w okno, myśląc o śmierci małej Rosjanki, a Sherlock dokładnie oglądał próbki, które pobrał w podziemnym laboratorium. John oderwał wzrok od widoku za szybą i spojrzał na jedynego detektywa konsultanta. Źrenice Sherlocka były rozszerzone, a oczy przybrały szary kolor, zawsze dziwił się, że kolor oczu może się komuś zmieniać zależnie od uczuć jakie nim targają. Sherlock ciągle powtarzał że nie ma serca, że nic nie czuje, że uczucia dla niego są zbędnym sentymentem, który go tylko jedynie by ograniczał. Zawsze wtedy kłamał i John dobrze o tym wiedział, choć cała jego powierzchowność wyrażała to co jego słowa.  
Jednak oczy zdradzały prawdę. Johnowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie w niebieskie oczy przyjaciela i już wiedział czy może spokojnie usiąść w fotelu nie narażając się na ciągle przytyki, czy raczej powinien zaszyć się w swojej sypialni. Teraz jego oczy wyrażały skupienie ale w kąciku oka majaczył smutek. Gdy John próbował dojść do tego skąd się wziął dojechali do szpitala św Bartłomieja i Sherlock wysiadł uciekając przed badawczym wzrokiem lekarza.
Jak zwykle w drzwiach laboratorium powitała ich Molly.  John miał nieraz wrażenie, że ona tam mieszka. Molly była bardzo ciekawą osobą. Miła i sympatyczna przy czym bardzo nieśmiała. Mówienie jej nie wychodziło, ubierała się jak studentka ostatniego roku w czasie sesji. W pewien sposób było mu jej żal, dziewczyna była na zabój zakochana w Sherlocku. Gdyby mogła oddałaby za niego życie. Na nieszczęście Sherlock praktycznie jej nie zauważał, potrafił mocno dociąć, gdy miała nowego chłopaka od razu komentując, jaki on jest i dlaczego powinna sobie go odpuścić. Jednak ona nadal  trwała przy Sherlocku, zresztą tak jak John.

Usiedli po dwóch stronach blatu. Sherlock wyciągnął próbki zaczął przygotowywać preparaty, aby móc oglądać je pod mikroskopem. John znal się trochę na chemii, w końcu był lekarzem. Jednak wolał pracować z ludźmi niż sleńczyć przed próbkami. Dlatego też zaciągnął się do wojska. W Afganistanie było ciężko. Kule latały nad głowami, wybuchały bomby pułapki rozrywając ludzi na strzępy. Próbował pomóc rannym żołnierzom, ale wiele z nich umarło na jego polowym stole operacyjnym. Żołnierze go szanowali, nie tylko ich leczył, ale także, gdy trzeba było stawał na warcie albo szedł z nimi na misję. Zabił niejednego człowieka. Był dobrym snajperem, ma pewną rękę która nie drży podczas strzału, ani gdy tnie ludzkie ciało.
Wrócił z Afganistanu z raną w ramieniu i problemami. Żołnierz, któremu umarł na rękach swój przyjaciel rzadko otrząsa się z takich wspomnień. Nim poznał Sherlocka często miewał koszmary. Ciągle jeden sen, a raczej wspomnienie. Wjechali w bombę pułapkę, siła uderzenia wywróciła czołg, gdy wyszli zaczęło się ostrzeliwanie, on oberwał w ramię jego współtowarzysz w brzuch. Próbował mu pomóc, ale umarł na jego rękach, opuszczając czekającą na niego żonę z pięcioletnim synem.
Koszmary i ból skończyły się gdy spotkał tego zadziwiającego mężczyznę. Naprzeciw światu  polubił go od razu i dał się wciągnąć w tą szaloną grę. Nigdy tego nie żałował.
-Czuje Twój wzrok John - głos detektywa otrzeźwił Johna, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ciągle wpatruje się w niego.
-Wybacz, zamyśliłem się. - Sherlock podniósł wzrok znad mikroskopu, przyglądając mu się dokładnie. Wiedział, że próbuje go wydedukować i zapewne mu się uda. Nic mu nie umknie. Sherlock znów zajął się pracą, w międzyczasie Molly wyszła po kawę, a John zapadł w lekką drzemkę.
-Rozczarowałem Cię. Znów. - John zerwał się z lekkiego snu.
-Słucham?
-Rozczarowałem Cię. Moje słowa w laboratorium. - John próbował szybko przypomnieć sobie, co Sherlock wtedy mówił. Zmęczony mózg nie chciał współpracować. - Że nie zależy mi na życiu tych dzieci, że widzę je tylko, jako eksperyment.
-Nie powiedziałem tego.
-Nie musiałeś, wydedukowałem to z ciebie. Miałeś zaciśnięte dłonie, najpierw spojrzałeś na łóżka, później na mnie i na laboratorium, gdy patrzyłeś na mnie twój wzrok stał się ostry. Nietrudno jest odczytać Twoje myśli John.

Johnowi nie bardzo chciało się rozmawiać o tym jak prostym jest umysłem dla tego wyjątkowego detektywa, więc zmienił temat.
-Nie dopowiadaj sobie - mruknął - Lepiej powiedz mi, co znalazłeś.
-W płynie, który pobrałem, dało się wyodrębnić różne geny, od rybich do genów niedźwiedzia gryzzli. Znajduje się też tam jakiś związek, którego ja nie znam, musi być to eksperymentalna substancja naszego genetyka. Do tej pory nie udało się stworzyć jakichkolwiek hybryd z niespokrewnionych blisko stworzeń.
-W czasie wojny Niemcy próbowali połączyć genom ludzki z szympansim, naszym najbliższym żyjącym krewnym. - Odezwał się John
-A mamy jakiegoś nieżyjącego krewnego?  
-Neandertalczyk.
-Zadziwiasz mnie John.
-Sherlock, to są podstawowe szkolne informacje. Przynajmniej masz jakiś pożytek z swojego nudnego towarzysza.
-Nigdy nie powiedziałem, że Ty jesteś nudny. Tylko Twój mózg.
-No tak - John przejechał dłonią po krótkich włosach - To wielka różnica.

Drzwi do laboratorium otworzyły się, do środka wszedł Lastrad'e z Molly. Inspektor wyglądał na zmęczonego, jego cienie pod oczami wskazywały na niedospanie, najpewniej nie odpoczął od czasu wezwania na stację kolejową. Niósł w rękach kubek z kawa, John kiedyś się go zapytał czy w żyłach Lastrad'e nie płynie czasem kawa. Wytłumaczył mu wtedy, że jest to biologicznie niemożliwe, ponieważ krew transportuje tlen. Porównania dla Sherlocka Holmesa były zawsze zagadką a raczej głupotą, bo niby, po co porównywać cokolwiek do siebie co jest niemożliwe.
-Domyślam się, że chcesz zobaczyć zwłoki.
-Nie trzeba. Już je obejrzałem, a w drodze do szpitala znalazłem na stronie osób zaginionych informacje o  dzieciach. Najlepiej by było gdybyśmy pojechali do ośrodka, zamiast marnować więcej czasu. - Sherlock wstał od biurka i już po chwili cała trójka jechała do domu dziecka gdzie mieszkało pięcioro z zaginionych dzieci.
Dyrektorem ośrodka był siwy mężczyzna około pięćdziesiątki. Detektyw oczywiście wtargną do gabinetu nawet nie pukając, mężczyzna spojrzał się na nich zdziwiony.
-W, czym mogę Panom pomóc?
-Witam. - Greg wyprzedził Sherlocka i wyciągnął swoją odznakę - Jestem Inspektor Lastrad’e a to jest Sherlock Holmes i John Watson. Prowadzimy sprawę dotyczącą zaginionych dzieci z pańskiego ośrodka. Czy mógł by nam Pan opowiedzieć na kilka naszych pytań?
-Oczywiście - Dyrektor wskazał przybyłym krzesła a sam usiadł za biurkiem.
-Proszę opowiedzieć nam o dzieciach i w jaki sposób zaginęły.  
-Była to piątka rodzeństwa, dwójka chłopców i trzy dziewczynki.
-W, jakim wieku? - Sherlock krążył po pokoju oglądając zdjęcia wiszące na ścianach.
-Dziewczynki w dniu zaginięcia miały pięć lat, były to trojaczki. Anna, Weronika i Monika. Michał miał sześć lat a Bartek dziesięć.
-Jak sądzę po imionach nie byli Anglikami?
-Nie. Dzieci straciły rodziców podczas wybuchu bomby w metrze w 2005 roku, dziewczynki miały wtedy dwa latka. Rodzice byli lekarzami pochodzącymi z Polski, mieli tu dość dobrą praktykę i pewnie dzieci nigdy nie trafiłyby do naszej placówki gdyby nie ta wielka tragedia.
-A jak wyglądały?
-Nie wiecie? - Dyrektor zrobił dziwną minę - Przecież znaleźliście ciała.
-Dzieci teraz wyglądają inaczej - Wyjaśnił Lastrad'e. Mężczyzna zastanawiał się jeszcze chwile aż w końcu wzruszył ramionami i wyciągną jedna z teczek gdzie były dokumenty rodziny a potem podał zdjęcie całej piątki. Dzieci  były bardzo do siebie podobne, włosy miały bardzo jasny odcień blond, oczy niebieskie a usta czerwone. Poprawnie zbudowane, ani za chude ani za grube czy kościste. Były to normalne dzieci.
-A jak zaginęły?
-Myśleliśmy, że uciekły. Gdy kładły się wieczorem wszyscy byli w swoich łóżkach, rano już ich nie było. Wezwaliśmy policję, ale jak by rozpłynęły się w powietrzu.

Wstąpili do każdego ośrodka, w których mieszkały dzieci. W każdym ośrodku scenariusz zaginięcia dzieci był identyczny. Wieczorem zasypiają w swoich łóżkach, rano już ich nie ma. Wygląd dzieci był też podobny. Większość z nich było blondynami o jasnej cerze i oczach. Pochodzenie dzieci też się niewiele różniło. Dzieci pochodziły z krajów słowiańskich, wszystkie były sierotami, rodzice zginęli w tragicznych okolicznościach.

John i Sherlock weszli do swojego mieszkania. Sherlock opadł ciężko na swój fotel a John wszedł do kuchni. Detektyw złożył ręce w piramidkę i próbował myśleć. Miał przecież tak wiele informacji a nadal miał wrażenie, że coś mu umyka. Przywołał w pamięci obraz dzieci, każde zdeformowane, każde z jasnymi włosami, chłopiec pod torami miał brązowe włosy. Dlaczego odstąpił od swojego schematu? Dlaczego porwał dwójkę dzieci które nie są podobne do reszty? Dlaczego zabił chłopca? Stawiał się? Kazał mówić do siebie “Ojciec” więc raczej ich nie bił, Potrzebne mu były do eksperymentów, musiał o nich dbać. Tylko dlaczego odszedł od schematu?
Rozmyślenia Sherlocka przerwał dźwięk telefonu Johna. Muzyka, która wydobywała się z aparatu telefonu była bardzo denerwująca.
-John. Telefon!
-Odbierz - odkrzyknął John nurkujący w lodówce w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
-Ale to Twój..
-Po prostu odbierz! - Warknął. John przez tą sprawę był bardzo zdenerwowany. Sherlock sięgnął po telefon. Na wyświetlaczu widniało imię “Harry”. Sherlock zmarszczył brwi, siostra Johna rzadko do niego dzwoni. Odebrał telefon i przyłożył do ucha.
-John! - w słuchawce odezwał się wystraszony głos.
-Holmes, słucham?
-Daj mi mojego brata! Szybko. - Brunet wzruszył ramionami i podszedł do Johna. Przyłożył mu telefon do ucha. Blondyn jak tylko usłyszał głos siostry i jej chaotyczne wyjaśnienia zbladł a z ręki wypadł mu karton z mlekiem.
-Zaraz u Ciebie będę. - Rzucił i wyłączył telefon. - Sherlock szybko?
-Co się stało?
-A, co nie wiesz? Jeszcze nie odczytałeś z sposobu, w jaki stoję?
-Wiem, że stało się coś złego i to twojej siostrze, że to Cię przeraziło.
-Nie mojej siostrze tylko jej córce Luis. Ten Twój geniusz ją porwał?

Wsiedli szybko w taksówkę. Sherlock widział jeszcze jak John chowa w kieszeni kurtki pistolet.
-Nie mówiłeś, że masz siostrzenicę. - Mruknął John.
-Myślałem, że jak wiesz o Harry to i o niej wiesz. - Sherlock nie odpowiadał na zaczepki przyjaciela. Był zdenerwowany.
-Przecież ona jest homoseksualna, jak może mieć córkę?
-Z pierwszego małżeństwa. Luis nie mieszkała z nią, dziewczynka przebywa w ośrodku dla dzieci alkoholików do póki Harry nie wyjdzie na prostą.
-A jak wygląda?
-Tak jak wszyscy w mojej rodzinie - warknął - Niska, blondynka o niebieskich oczach. Boże Sherlock - John oparł głowę na rękach - Czy on ją skrzywdzi?
-Nie pozwolimy mu na to. - Mruknął Sherlock. Pochylił się do kierowcy - Proszę na stację kolejową. Prędko.

Gdy tylko wysiedli z taksówki, biegiem skierowali się do włazu.
-Skąd wiesz, że tu będzie?
-Ma tu swój sprzęt - Sherlock mówił cicho - Jest mu potrzebny.
Wsiedli do środka najciszej jak się dało, John praktycznie wstrzymywał oddech. Detektyw otworzył drzwi. Ze środka pomieszczenia sączyło się słabe zielonkawe światło, rozejrzał się po pomieszczeniu. Tajemne drzwi do laboratorium było otwarte, z oddali było słychać krzyki dziewczynki i niski głos mężczyzny.

Gdy John i Sherlock wsiedli do laboratorium mężczyzna odwrócił się. Wyglądał zadziwiająco normalnie, nie tego oczekiwali po szalonym naukowcu. Był wysoki, brązowowłosy, ubrany był dziwnie kolorowo w zielony garnitur, niebieską koszulę a do tego czerwony krawat. W jego wyglądzie nie był nic niepokojącego oprócz oczu, jedno było niebieskie drugie zielone. Nie był by nic w tym dziwnego, bo monochromia często się zdarza jednak kolory jego oczu były bardzo jaskrawe. Sherlock  przeszukiwał szufladki w swoim umyśle aż w końcu pojawiło mu się pasujące imię “ Dr. Morean “. Ale to niemożliwe. On jest postaciom fikcyjną.  i wygląda inaczej niż pierwotny Dr Morean. W głowie Sherlocka pojawiła się jedna myśl. “Naśladowca”
-No, no w końcu mnie panowie odwiedzili - mężczyzna odezwał się.
-Gdzie Luis? - Szalony naukowiec odsunął się kawałek. Na lekarskim fotelu leżała dziewczynka. John szarpnął się ale Sherlock złapał go za ramię zatrzymując w miejscu.
- Spójrz - Sherlock wskazał brodą na strzykawkę, którą trzymał szaleniec. - Trzyma palec na tłoku, jeden ruch i wstrzyknie w żyły dziewczynkę jakąś nieznaną substancję.
-Kim jesteś?
-To naśladowca niejakiego “ Dr. Morean “. Postać fikcyjna, literacka napisana przez  H.G. Wellsa w 1896 a potem zekranizowana w 1996. Szalony naukowiec, który eksperymentuje na zwierzętach i ludziach. Tworzy hybrydy na swojej wyspie na tropikach. - John spojrzał na niego podejrzanie, gdyby sytuacja była by inna zapytałby się skąd on to do cholery wie?
-Bo to była przepiękna wizja - wyraz twarzy szaleńca stał się maślany. Rozmarzył się.- Cała wyspa stworzeń idealnych. Każdy inny, każdy podległe mi. Swojemu ojcowi.
- To, dlaczego ich zabijasz? Dlaczego zabijasz dzieci?
-Nie zabijam ich, ja je uwalniam.
-Od, czego?
-Od swojego marnego losu. Tak stają się przydatne. Ludzkości, światu.
-Niby jak?
-Wyekstrahowałem z ich ciekawego genotypu pewną substancję, która może pomóc w leczeniu takich chorób jak nowotwory. A jak wiemy to one są chorobą cywilizacyjną tych czasów. Nie prawda Sherlocku? - Morena spojrzał się wymownie na Sherlocka. Dobrze wiedział, do czego pije. Sherlock wiele lat spędził szukając lekarstwa na chorobę brata, niestety z marnym skutkiem.
-po co Ci Luis?
-Aby was tu ściągnąć. - Mężczyzna zrobił krok do przodu - Chciałem spotkać najsłynniejszego detektywa tych czasów. A ona.. - Spojrzał na dziewczynkę już nie jest  mi do niczego potrzebna - Brązowowłosy przyłożył palec do tłoka, Sherlock sięgnął do kieszeni Johna i wymierzył pistolet w głowę naukowca.
-Jeden ruch a zginiesz!
-Jeśli ja zginę.. Nie poznasz receptury. Chcesz, aby Twój braciszek umarł?

John widział jak brew Sherlocka lekko zadrżała. Ciszę przerwał spazmatyczny śmiech Morean’a
-Mówił mi. - śmiał się - Że jesteś tak strasznie nudny i tak strasznie sentymentalny.
-Kto?
-Twój cień Sherlocku.
-Moriarty.
-Dokładnie - uśmiechnął się lekko - To, co, które życie wybierasz? Dzieciaka czy brata?

Moran nacisnął na tłok, w tym, momencie John usłyszał dźwięk wystrzału. Szalony naukowiec upadł na półki za nim rozlewając przy tym wszystkie możliwe próbówki. John rzucił sie w stronę swojej siostrzenicy. Dziewczynka była nieprzytomna, ale oddychała równo. Powyciągał z niej wszystkie rurki i wziął dziecko na ręce, kontem oka widział, że Sherlock już dzwoni po karetkę. Ambulans był po niecałych pięciu minutach, pojechali do szpitala.
Gdy dziewczynka była badana Sherlock i John czekali w holu.
-Dlaczego tak wybrałeś?
-Słucham? - Głos Johna wyrwał detektywa z Placu umysłu.
-Dlaczego wybrałeś życie mojej siostrzenicy zamiast swojego brata?
-Nie przepadamy za sobą - mruknął nie spoglądając na siebie.
-Nie próbuj mnie oszukiwać, nie nabiorę się na tą waszą “kłótnię” i “arcywroga”
-Z jego śmiercią już się pogodziliśmy, wiemy to od lat. Potrafimy z tym żyć.
-Ale?
-Odpuść. - Sherlock spojrzał w oczy Johna, była w nich rezygnacja, ale nie żałował swojej decyzji. To był spokojny wzrok, pogodzonego człowieka.
-Dziękuję - Sherlock potaknął, ruszył  i ruszył, nie oglądając się za siebie.

3 dni później..

Sherlock chodził niespokojnie po pokoju obrany jedynie w wyciągnięta piżamą, w rękach trzymał skrzypce. Brunet zaglądnął przez ramię przyjaciela.
-”Potworny marzyciel”? Nie mogłeś wymyślić coś lepszego?
-To jest dobre. Chwytliwe, ludzie lubią takie teksty.
-Dobrze, że nie jestem człowiekiem - John spojrzał na Sherlock spod zmarszczonych brwi, jego przyjaciel już stanął w oknie i zaczął grać na skrzypcach. John nadal się na niego patrzył a w głowie kołatała mu się jedna myśl “Jesteś. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. “
Related content
Comments: 9

Demeter19 [2016-07-17 14:29:07 +0000 UTC]

Wow Szkoda, że to już koniec, chociaż wiem, że na pewno napiszesz kolejne ff. Strasznie mi się podobało, choć ja mogłabym jeszcze długo czytać o tych eksperymentach.

A właśnie, wiesz, że ma powstać nowy film właśnie o takiej tematyce, że na wyspie będą różne hybrydy.

Rysunek też bardzo udany

👍: 0 ⏩: 1

Mojaxe In reply to Demeter19 [2016-07-17 14:45:04 +0000 UTC]

Będą jeszcze ff o dziwnych tematykach
Cieszę się że opowiadanie nie rozczarowało, bo pisałam to z duszą na ramieniu i myślą "Pomyślą, że całkiem mi odbiło "

Dużo jest filmów o takiej lub podobnej tematyce Widziałam ich sporo choć wszystkie były dość kiepsko zrobione.
mam nadzieję że ten będzie lepszy A wiesz jak się ma nazywać?

Dziękuję

👍: 0 ⏩: 1

Demeter19 In reply to Mojaxe [2016-07-17 15:03:49 +0000 UTC]

Nie wiem, ale pamiętam, że tam ma być pani doktor zamiast doktora, ale jak coś znowu trafię na informacje o tym to dam ci znać. Bo czytałam o tym na kawernie, ale to było już jakiś czas temu i nie mogę teraz znaleźć tego artykułu.

👍: 0 ⏩: 0

WeraHatake [2016-07-16 15:13:42 +0000 UTC]

Super - podoba mi się
Dobrze, że uratowali tą małą - tak było mi żal niewinnego dziecka ;-;

👍: 0 ⏩: 1

Mojaxe In reply to WeraHatake [2016-07-16 19:33:24 +0000 UTC]

Dziękuje
W końcu musiał być szczęśliwy koniec

👍: 0 ⏩: 1

WeraHatake In reply to Mojaxe [2016-07-16 19:35:58 +0000 UTC]

Proszę bardzo ^_^
No tak, wiadomo

👍: 0 ⏩: 0

MushiAkki [2016-07-16 14:41:36 +0000 UTC]

Świetne!
Z tą siostrzenicą to mnie zaskoczyłaś. Do tego piękna relacja Sherlocka z Johnem. ^^ Widzę, że Ty też obstawiasz chorobę Mycrofta.
Kocham ostatnie zdanie.

👍: 0 ⏩: 1

Mojaxe In reply to MushiAkki [2016-07-16 19:36:49 +0000 UTC]

Dziękuję
No jakoś musiałam to wszystko połączyć, a przecież nie wiemy czy Harry nie ma dziecka

Tak, obstawiam chorobę Mycrofta, choć mam nadzieję że to tylko moja bujna wyobraźnia bo nie wyobrażam sobie tego serialu bez niego.  Jak przeczytałam książkę to zrozumiałam docinki Sherlocka. W książce Mycroft jest otyły. Może nie tak jak w odcinku specjalnym ale jednak
Bo Sherlock ma uczucia, choć strasznie próbuje je kryć ( Nie wychodzi mu )
Dziękuję za fava

👍: 0 ⏩: 1

MushiAkki In reply to Mojaxe [2016-07-20 16:38:05 +0000 UTC]

Nie ma za co. ^^
Racja. Sprytnie pomyślane.

No ja też mam nadzieję, że to tylko wyolbrzymione obawy. Byłoby smutno.
Dokładnie.

👍: 0 ⏩: 0